Mój dziennik kilogramowy

LilySlim Weight charts LilySlim Weight charts

niedziela, 15 czerwca 2014

Wpis 5

Wpadłam w wir obowiązków - jakaś praca domowa mi wpadła do ręki, więc siedzę szyję, zaczął się też gorący sezon na występy, więc też twardo ćwiczę - i jakoś do przodu, do przodu wszystko :)

Po marcowym załamaniu, kiedy już nie mogłam na siebie patrzeć, i kiedy przy próbie zapięcia jednej z moich ulubionych koszul okazało się, że jest na mnie bardzo opięta, a waga pokazała 84 kilo płakałam dwa dni. Płakałam bardzo :( Chyba najbardziej z tego powodu, że mam znajomą zawodowego dietetyka, który by mi nieba uchylił, gdyby mógł. Mam znajome, które schudły po 25 kilo, a ja nie mogę sobie poradzić z durnymi 10 (no OK, 13) kilogramami.

W końcu tak sobie wzięłam do serca wszystko, co się wokół mnie dzieje, że całkowicie zmieniłam nawyki żywieniowe. Zaczęłam tylko od zjedzenia porządnego śniadania z samego rana i potem konkretnego posiłku w południe, i okazało się, że tyle mi wystarczyło. Potem jakaś kolacja lekka białkowa czy warzywna i okazało się, że waga śmiga w dół. Oczywiście,jakieś przegryzki w międzyczasie mam, ale na początku bardzo, bardzo uważałam na to, że jak już chce się najeść po gardło, to np. selerem, albo jogurtem, melonem, arbuzem. Słodyczy pozbyłam się z domu definitywnie - wszystkich. Zakazałam też mężowi kupować półprodukty - a jak kupował, miał gotować z nich sam, ja robiłam inne rzeczy. Wiem, że to bardzo restrykcyjne podejście do tematu, ale już dawno zauważyłam, że im wyżej przetworzony produkt, tym szybciej idzie mi w dupę i brzuch. Z drugiej strony, im więcej komponentów w dniu na talerzu, tym gorzej dla mnie... W rezultacie mój posiłek o 12:00 ograniczył się przez dwa tygodnie do kaszy, gotowanej soczewicy i sosu pomidorowego na zasmażce z mąki żytniej pełnoziarnistej. I waga poszła w dół.

Nie chcę zapeszać, bo przede mną jeszcze tak z 7 kilo jak nic, ale cieszę się, że jestem w stanie zadbać o siebie, i że widać to po moich spodniach, figurze i zachowaniu :)