Mój dziennik kilogramowy

LilySlim Weight charts LilySlim Weight charts

poniedziałek, 9 listopada 2015

Kiedy z cheat meal robi się cheat day, a z cheat day rozwijają się wyrzuty sumienia

Zacznijmy od dzisiejszej skminy z pracy: ja i koleżanka z naprzeciwka, fitnesująca, dietująca itp., moja konkretna dyskutantka na sprawy związane z olejem palmowym, aspartamem i węglowodanami, zaskoczyła dzisiaj ze mną jedną kwestię - zaskoczyłyśmy obie ten sam temat.

Dieta jest złym określeniem, z którego nie powinno się korzystać. "Dieta" implikuje skojarzenie z określonym przedziałem czasowym. Ograniczonym, określonym, po którym - mur beton - wróci się do poprzednich praktyk żywieniowych, bo zabraknie człowiekowi wiedzy/samozaparcia/tego "systemu", który niesie ze sobą dieta, tej szeroko pojętej dyscypliny żywieniowej - po prostu wróci się do wpieprzania lodów na śpiku (ja u mnie), albo całej paczki krakersów i paluszków (jak u koleżanki).

Też często się mówi, że "dwa miesiące diety nie odwrócą całego życia żarcia słodyczy". Tak chciałam to ostatnio porozkładać na czynniki pierwsze, bo to zdanie od jakiegoś czasu mnie fascynuje. Tak czasami lubię się przyjrzeć jakiejś "mądrości" z boku. Żyję obecnie 31 lat i 27 tygodni. Zróbmy sobie z tego same tygodnie - wychodzi 1639 tygodni życia - z czego ze zmienionym, tym poprawnym planem żywieniowym funkcjonuję 5 tygodni.

1634 tygodnie wpierdalania słodyczy kontra  - 5 tygodni racjonalnego odżywiania swojej dupy.

OH, COME ON!


No, bądźmy realistami. niech sobie każdy policzy, ile to u niego wygląda i wyjdzie na to, że jakieś marne grosze. I ja się martwię, że po miesiącu spadły mi dwa-trzy kilo. Powinnam się cieszyć, że mi dupa nie zaśpiewała - to ty się teraz, laska, trochę popałuj, jak ja się musiałam pałować, jak żeś we mnie pchała tony cukrów prostych. Że tez nasz organizm jest na tyle plastyczny, że na jakąkolwiek zmianę reaguje już po tygodniu - jakby spojrzeć na powyższe, to powinniśmy być w szoku. I podziękować Bozi (tej mitycznej babuleńce, do której modliliśmy się za malucha), że JUŻ PO MIESIĄCU - PO 4 TYGODNIACH - mamy pierwsze zmiany.

To jakby z ponad półtora metra sznurka odciąć sobie 5 cm i płakać, że to mało i na nic nie starczy.

OH, COME ON!

Prowadzę też blog o rękodziele i powiem szczerze, że takie rozkładanie co poniektórych kwestii na czynniki pierwsze i poznawanie tego na własną rękę zawsze lepiej do mnie przemawiało niż kupowanie gotowych wyrobów. "Gotowy wyrób" kupiłam od Agnieszki, bo skoro przez 1634 tygodnie nie udało mi się doprowadzić do ładu, to chyba wypadałoby się w końcu za siebie wziąć - a że nie potrafię tego zrobić sama, to musi mi ktoś pomóc. Podobnie jak nie umiałabym sobie wykonać drewnianej szafki - po prostu pójdę i ją kupię, żeby zrobić z niej użytek.

Tak się czasami zastanawiam, dlaczego ludziom się wydaje, że ta "dieta" to będzie te kilka tygodni, załóżmy, 30 - a potem wrócimy do zajadania chipsów i lodów. Jeżeli ktoś tak myśli, to powinien się zastanowić, czy jest sens zaczynać i się znów pałować. To tak jakby ze sznurka odciąć magiczne 30 cm sznurka, a pozostałe końce związać. Na jedno wychodzi, tylko że te 30cm sznurka pójdzie do kosza. Mówię tutaj o sytuacji z efektem jo-jo, który miałam ZA KAŻDYM RAZEM, KIEDY CHUDŁAM NAWET 3 KILO - A WRACAŁY 4. Odcinałam kawałek sznurka i wiązałam końce.

Może wiąże się to z tym, że większość ludzi po prost nie umie sobie poradzić ze zmianą nawyków - i ja niestety do takich osób należę. Wystarczy wybić mnie z rytmu i nie wiem, co robić - problem mam nawet z tym, że kiedy byłam w ten weekend chora i wstałam z łóżka o godzinie 10:30 zamiast o 7:00 stałam w kuchni przerażona - zastanawiałam się, jaki posiłek powinnam zjeść? Śniadanie zapisane na 8:00 rano? Drugie śniadanie z godziny 11:00?

Złapałam się, że takie okoliczności, jak impreza do późnej nocy powodują u mnie poranną panikę, kiedy nie wiem, co powinnam zjeść. Nie wiem, więc wracam do tego, co bezpieczne - do starych nawyków. Więc się nawpieprzałam słodyczy. Teraz czeka mnie kolejny dylemat - mąż wymyślił sobie na Sylwestra autokarową ekspresówkę po Europie - żywienie mamy we własnym zakresie. Już się boję, jak to zorganizować, żeby nie wrócić jak z każdych wakacji - cięższa o 5 kilo.

Mam taką cichą nadzieję, że jakoś udało mi się to nasze dzisiejsze rozumowanie naświetlić. Czasami trudno jest to uchwycić. Mam tylko nadzieję, że z czasem prawa wartość przestawiona na górze będzie się powiększać, a lewa pozostanie tam, gdzie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz