Mój dziennik kilogramowy

LilySlim Weight charts LilySlim Weight charts

niedziela, 6 września 2015

regularność - zmora codzienności

Czasami zazdroszczę tym, którzy prowadzą unormowany do znudzenia tryb życia. Tak, to prawda. Mam dość skoków, niepokojów, nerwów, wciskania mi w uszy kretynizmów przez koleżanki z pracy. I przez szefową. Czasami mam tez wkurwa, że nie mogę liczyć na moich najbliższych, żeby coś poszło szybko i sprawnie. Niestety, trafił mi się chłop, który spóźnianie uważa za normę i nie chce jej zmieniać, a dziecko już idzie w jego ślady.Smutne to, nie powiem. Co rano muszę wstawać, sama budząc się tyle o ile i zwalać z łóżka męża i syna. Jak syn jeszcze da się zebrać na czas, tak chłop zawsze się guzdrze, wynik jest taki, że codziennie jesteśmy spóźnieni do pracy.
To samo bywa a weekendy. Ja się budzę rano i zasuwam po mieszkaniu (po części z tego powodu, że nie umiem długo spać, po części z tego, że syn mnie zwala z łóżka). Krzątam się, zmywam, a jak o 10 zaczynam odkurzanie - chłop się irytuje,ze go obudziłam tak wcześnie, bo "on ma weekend". A jak po zmywaniu robię drugi przegląd mieszkania i za jego laptopem znajduję miseczki, talerzyki, kubeczki i inne, i zaczynam marudzić, to ten zaczyna mieć do mnie pretensje, że przecież on to zrobi sam - ale kiedy, to ie wie, bo "on ma weekend". Jak próbuję gdziekolwiek wyjść, to mnie blokuje, ociąga się, marudzi, że jeszcze obiad, jeszcze coś tam, jeszcze coś tam, bo "on ma weekend". To samo jest z fitnessem. Dzisiaj też się o to pokłóciliśmy, bo powiedziałam, że nie mam wolnego pokoju do ćwiczeń - w jednym rozwalony między komputerem a telewizorem siedzi chłop, a w drugim rozwalony między samochodami a pomarańczowym torem siedzi syn - i nie mam gdzie ćwiczyć. Obruszył się, że przecież on pokoju nie zajmuje, a wkurwiony był setnie, jak powiedziałam, że nie lubię ćwiczyć przy nim. No, wstydzę się. Wiele osób tak ma. Wiem, że mam kiepską kondycję, o wiele gorszą niż w lutym zeszłego roku, i nie wszystko robię tak jak osoby na ekranie - i pewnie za jakiś czas się do tego przyczepi i będzie śmiał, tak jak dziś i wywalił tekstem, że nie rozumie, po co gotuję cokolwiek z brązowej mąki - przecież tylko ta to jadam.
Strasznie się ostatnio kłócimy, bo mam ciężko w pracy, w domu nie lepiej - syf ciągle się za nami ciągnie, a ten przychodzi do domu i nie ruszy tyłkiem, chyba, że pokażę palcem, co trzeba zrobić. Ja nie potrafię funkcjonować w ten sposób, ciągle mu pokazywać, bo po jakimś czasie chłop staje okoniem - i dla świętego spokoju nie robię już nic.
Wkurza mnie, bo muszę jeszcze dziś zrobić pranie, pozmywać do końca, już odkurzałam i myłam podłogę i korytarz, a jeszcze przede mną wstawienie prania i wyprasowanie worków przed uszyciem - z czego część muszę już uszyć na jutro. A ten będzie się dalej gapił w ekran albo mi powie, ile czasu się bawił z dzieckiem (tak, mój chłop liczy czas zabawy z dzieckiem na godziny).

Motywacja do pracy po zbóju.

A na to wszystko nakłada się to, ze ważę znowu ponad 80 kilo i nie mogę na siebie patrzeć..... :(

wtorek, 1 września 2015

Nieśmiertelne 10 kilo

Smutne to trochę, ale 10 kilo moje jest chyba nieśmiertelne. Poszłam do pracy, zarzuciłam nieco fitness i jak z nerwów schudłam do 76 kilo, tak już trzy miesiące później waga wybiła 81,5 kg, podchodząc momentami nawet do 82,5. Cóż zrobić, takie życie. Odpaliłam sobie fitnesik, bo już mam na to czas, skończyły się maratony po 10 godzin przy biurku, więc i mam czas połazić, i czas poćwiczyć, i czas na inne aktywności, niekoniecznie związane z pracą.

I trzeba tez odkurzyć mojego bloga, na którego nikt chyba ostatnio nie zagląda :P

Nie wiem, czy tym razem dawać z siebie wszystko, zaharowywać się aż do omdlenia jak w lutym - kiedy ćwiczenia tak mi dawały w kość, że pół godziny później musiałam się położyć spać, bo nie dawałam rady. Tym razem spokojnie, na niewielkich zakwasach, bez końskiej zadyszki, kiedy z gardła czuć krwią - na spokojnie. Nie wiem, gdzie mnie ta droga zaprowadzi, ale chciałabym, żeby była znacznie dłuższa niż kilka poprzednich :)