Mój dziennik kilogramowy

LilySlim Weight charts LilySlim Weight charts

czwartek, 29 października 2015

Słodycze i dieta

Boże drogi, ile ja jadłam słodyczy....
Utrzymuję sobie swoją dietę od miesiąca - coś zaskoczyło, tak, ja wiem, że zaskoczyło, bo jest mi dobrze, mogę ten program żywieniowy ciągnąć i nie jest to dla mnie uciążliwe.
Waga pokazuje mniej.... ale o wadze zaraz napiszę.

Wracając do tematu - zbliża się Halloween.... ile ja jadłam słodyczy.....
Lody leża u mnie w lodówce już miesiąc czasu. Bywało, że wstawałam na śpiku i je jadłam. Bez pamięci, nieprzytomna, budziłam się dopiero po jakichś 300 ml i dopiero wtedy odkładałam je do lodówki.
Pojechałam jakiś czas temu do mojej mamy, chciała nas ugościć. Młody dostał Toffifee, kamyczki, dwa batony, 3 rodzaje cukierków w papierkach, dwie czekoladki, ciasto z galaretką, słodki sok. Połowy nie tknął, ale ja już widziałam siebie miesiąc temu, która próbuje wszystkiego po kilka razy. Serio, po kilka razy. Mąż kupił cappuccino - w proszku - chemia z chemią, ale piłam tego po 3 dziennie. Coca-cola, od której się uzależniłam, kiedy rzuciłam palenie 4 lata temu - potrafiła pójść 2-litrowa butelka dziennie. Croissanty tak ze dwa..... Jak tak teraz patrzę na te wszystkie słodycze, których nie jem, bo mi je dietetyczka wywaliła z jadłospisu, zaczynam się czuć winna. W jakiś sposób dociera do mnie, że jestem gruba na swoje własne życzenie. Niby przecież uważałam na słodycze i nie przesadzał z ich ilością, a teraz, kiedy pozbyłam się ich z diety na amen - dociera do mnie, co i w jakich ilościach ja pochłaniałam, w sposób niekontrolowany.... Porażka.

Kiedyś przeczytałam w jakimś bliżej nieokreślonym źródle, że osoba, która zmienia nawyki żywieniowe i rezygnuje ze słodyczy powinna się odchudzać z cała rodziną - żeby się nie pojawiały na widoku w domu słodycze. Dlaczego? Dlatego, że działają one jak narkotyk. Nie dość, że taka osoba czuje się jak po odstawieniu - cukier i pochodne aktywują w mózgu te same receptory co morfina, ale też ciągły widok słodyczy jest dla takiej wyzwaniem. Załóżmy, że narkomanowi co chwilę pokazuje się działkę - tak, jest Twoja, na wyciągnięcie ręki, możesz ja mieć. Tak samo jest z uzależnieniem od słodyczy - tak, to Twoje, możesz to mieć - na wyciągnięcie ręki. Chwytasz i już masz. Potrzeba naprawdę silnej woli, żeby się oprzeć takiej pokusie.

Te lody, pianki w polewie, czekolada i chrupki leżą u mnie w domu, chowam je, ale generalnie staram o nich nie myśleć.

Mój głód bywa ułudny. Z początku byłam głodna na cokolwiek, co mi dostarczy kalorii - ale tylko kalorii. Zapomniałam, ten dobry głód, to głód na składniki odżywcze.

Podczas przygotowania do zmiany nawyków żywieniowych raz się wkurzyłam i poszłam do kuchni, nałożyłam sobie lody i chciałam zjeść. Mąż do mnie podszedł i spytał co robię. Powiedziałam, że jestem zła i teraz chcę sobie zjeść coś słodkiego. Zabrał mi te lody z rąk i powiedział, że mam nie zajadać stresu słodyczami, bo potem będę na siebie zła jeszcze bardziej.

Miał dużo racji.

Tak to już jednak w życiu bywa.

Tym razem coś "pyknęło", zaczęłam tracić kilogramy, z czego się badrzo cieszę.

Idę sobie poczytać jednego z moich ulubionych blogów: "Grubaskę w Małym Mieście". Coś mi się w nagrodę należy :P

środa, 14 października 2015

"Ile ja bym dała, żeby...."

No właśnie, ile ja bym dała, żeby wyglądać jak przed ciąża? Albo lepiej - przed poznaniem mojego męża? Dużo.
Dużo, to znaczy - ile? Już raz, kiedyś, wieki temu udało mi się schudnąć i to tak konkretnie.
A więc? Czy oddałabym czekoladę? Tak. Lody? Jasne. Ciasteczka? Oczywiście. Czy oddałabym trochę swojego czasu? No, pewnie. Bez dwóch zdań. Czy nauczyłabym się czegoś? Oczywiście.
Czasami ja już człowiek zaskoczy, że oddanie czegoś, żeby coś osiągnąć jest jak najbardziej realne i do zrobienia, zaczyna się człowiekowi robić lżej, jakby spokojniej.
Ile ja bym dała, żeby schudnąć?!?