Mój dziennik kilogramowy

LilySlim Weight charts LilySlim Weight charts

piątek, 22 listopada 2013

Dzień 18

Waga: 78.8 kg
Samopoczucie: myślę...
Uwagi: na razie żadnych

Nie pisałam przez chwilę, bo zaczęłam robić świąteczne porządki. Tak, zgadza się, dobrze przeczytaliście - jest koniec listopada, a ja zaczynam sprzątać przed świętami. Miałam ostatnio trochę wyjazdów, kilka spraw do przemyślenia, jakąś awanturę w domu i potem wielkie przepraszanie, nerwy u lekarza... no, sporo tego. Automatycznie olałam dietę - i na razie zastanawiam się, jak ja to zrobiłam. Niby jadłam, jak należy, a jednak coś się posypało...  Po części moze się to wiązać z tym, ze mam charakter trochę outsidera i wszystko musze robić po swojemu, we wszystkim musi być moja nutka, nieco sprzeczna z zaleceniami. I zapewne stąd nadprogramowe kilogramy. W pewnym momencie po obiedzie zjedzonym późno wstałam rano i znów było na wadze 80 kilo... na szczęście kolejnego dnia już 79.1, i kolejnego znów mniej, a dziś nawet znośnie.
Porządki zaczęłam z tego prostego powodu, że martwię się o dziecko (4 dawka antybiotyku, już jest na leczeniu 23 dni i nie zanosi się na szybką poprawę, bo co go wyciągam z jednego ścierwa rozwija się kolejne...) i bardzo, bardzo chciałam się czymś zająć. Poza tym naoglądałam się zdjęć pięknych domków, ślicznie urządzonych mieszkanek, które ludzie sami remontują i ozdabiają, i szlag mnie jasny zaczął trafiać, że u mnie ciągle syf. Fakt, lekka ze mnie dusza, która wszystko odkłada na powierzchnię "pod ręką", a potem szuka przez godzinę tej jednej konkretnej rzeczy. Poza tym mamy z mężem taki niezbyt przyjemny nawyk, ze gdy jest jakaś wolna przestrzeń, za wszelka cenę staramy się ją zagospodarować. Tym samym często jedna rzecz piętrzy się na drugiej. Pilnujemy się i jakieś efekty to przynosi.
Drugi kiepski nawyk jest taki, ze mąż jest chomik, ja zbieracz, ja przerabiam, on gromadzi, a efekt taki, że momentami mam w domu takie rzeczy, że mózg staje. Niby zbieracz i chomik to to samo, ale mój mąż chomikuje wszystko - skasowane papiery, paragony, papierki po cukierkach poupychane po kieszeniach, jakieś połamane, niesprawne sprzęty z zamiarem naprawienia ich "kiedyś", ja natomiast zbieram ładne rzeczy, z których można będzie coś zrobić. Różnica w tym, że ja faktycznie przerabiam, jak już nabierze toto mocy urzędowej, mąż swoje tylko trzyma. W większości sprawa kończy się tak, że stawiam męża przed szafką, każę zrobić porządek i wychodzę. Efekt jest taki, że wywala dwie siaty i znów chomikuje :) Dzisiaj sprzątałam kieszenie w jego spodniach, profilaktycznie przed wrzuceniem ich do pralki - i znalazłam cuda... dziwy... to się zdziwi, kiedy mu oznajmię, że wszystkie skasowane bilety wylądowały w koszu. Fakt, resztę jakichś podejrzanych papierków zostawiłam, ale będzie musiał zrobić z tym porządek.
Wynajmujemy mieszkanie. Długo nie mogłam się w nim odnaleźć, i dalej nie mogę. Zawsze się wkurzałam idąc do koleżanek, które mają perfekcyjnie czysto, poukładane etc, że też bym tak chciała, a nie mam jak. Mam nawet koleżankę, która jeździ na wózku, a na którą zawsze mam wkurw za to, że wchodzę do niej do domu, a tam perfekcyjnie. Dziewczyna prowadzi swoją firmę, jest bardzo aktywna medialnie, zawodowo, towarzysko - i ma BŁYSK. Szlag.
Jedna z tych moich posiadających-perfekcyjnie-posprzątane-mieszkanie-i-dwójkę-dzieci koleżanka powiedziała mi na pocieszenie takie oto zdanie, że mogę się urobić jak dziki muł,osioł czy inne kopytne, ale i tak perfekcyjnie mieć nie będę, bo to nie moje mieszkanie. Nie mogę sobie powiesić szafki w łazience, nie mogę sobie zrobić w kuchni mebli pod zabudowę, bo przecież tych mebli potem ze sobą nie zabiorę, a właścicielka nie rzeczy sobie nic na stałe zamontowanego w domu. jakbym chciała szafę wnękową - powiedziała, że OK, ale ja za nią płacę i ona nie będzie partycypować w kosztach... Tym samym pomysł zabudowania jednej fajnej wnęki spalił na panewce i stoi tam jakaś szafa z Ikei, którą dostaliśmy, a w której ledwo co mieszczą się kurtki i zimowe płaszcze, jest tak boleśnie mało pakowna... a reszta na szafach. Już mnie to zaczyna irytować. Dorzucając do tego nasze chomikowanie i męża manię zbieractwa (ma 7 kurtek zimowych, 2 płaszcze, 3 kurtki wojskowe) oraz moje kolekcjonerstwo (mam ponad 400 książek jeszcze u mojej mamy i 170 tutaj, już cześć w pudłach), jest nam ciężko z miejscem.
Tym samym muszę ostro pracować nad tym, żeby nie zagracać chaty niepotrzebnymi śmieciami i raz na jakiś czas usuwam niepotrzebne "wystawki", w stylu plastikowy koszyk piętrowy z przedpokoju, na którym były czapki, szaliki, szale i siatki - i jak tam weszłam okazało się, że połowę mogę wywalić bez żalu, drugą połowę wynieść, a to co zostało zmieści się na szafce bez pomocy koszyczka.
Staram się jak najlepiej umościć w tej przestrzeni, którą posiadam, a nie przychodzi mi to z łatwością. Dlatego też, żeby odpowiednio wcześniej pozbyć się z widoku niepotrzebnych wystawek, śmieci, zabłąkanych śrubek, siatek i innych dupereli - sprzątam już teraz.

W podobny sposób reaguje moja psychika chyba, która ma problem z pozbyciem się kilogramów. Dieta redukcyjna na której jestem pozwala mi się zasycić, ale nie najeść, dopchać do oporu, a do tego jestem przyzwyczajona. Ciężko jest mi się przestawić na bardziej zrównoważony sposób jedzenia, w jakiś sposób odzwierciedla on moja osobowość - uwielbiam popadać w skrajności, jeżeli  coś mnie zafascynuje, to oddaję tej sprawie cały swój czas, całe zainteresowanie, z uporem maniaka siedzę i zdobywam wiedzę z zakresu... żeby się znudzić po pół roku i zająć czymś innym.
Mój sposób jedzenia jest adekwatny do mojego charakteru - odczuwam potrzebę konkretnego najadania się, czego dieta redukcyjna mi nie zapewnia, chociaż moja pani dietetyk bardzo się starała.


Doszłam do tego wniosku po wywaleniu 5 kilo śmieci, papierów i niepotrzebnych szpargałów. 


Ciekawa jestem, do czego dojdę, kiedy skończę z pokojem syna...? ;) Trzymajcie kciuki, może będzie to rewolucja w moim postrzeganiu siebie :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz