Mój dziennik kilogramowy

LilySlim Weight charts LilySlim Weight charts

piątek, 8 listopada 2013

Dzień 3

Waga: 79.4
Samopoczucie: kiepskie
Uwagi: pierwszy dzień miesiączki

Patrząc na tę moją wagę dzisiaj już się ucieszyłam, ze dieta zaczyna przynosić rezultaty w tak krótkim czasie. Pierwszego dnia ważyłam 80.5 kilograma i byłam totalnie ociężała, obiad i kolacja powodowały takie nieprzyjemne uczucie naciągania w okolicach talii i bioder -co u mnie jest zawsze oznaka tego, ze zaczynam przybierać na wadze, i nie pomyliłam się. Zawsze zaczynam panikować, kiedy waga przekracza 80 kilogramów, jakby to była granica "normalności", a kiedy waga zaczyna pokazywać te dwa brzuszki z przodu zaczynam panikować - bo wiem, że zaraz znów będę ważyć 90 kilo i znów będę płakać po nocach. Mąż oczywiście słowa mi nie powie i twardo zaprzecza, jakobym wyglądała źle, znajomi tez mnie usprawiedliwiają, że przecież "jestem po ciąży". Tylko że ja tego tak nie widzę. Przecież nie będę się ciągle tą ciążą usprawiedliwiać, czemu mam zrzucać swoje kilogramy na dziecko, co? Jak idę z wózkiem czy dzieckiem w nosidle - OK, mam przy sobie swoją wymówkę; ale kiedy idę na trening i widzę siebie cała odbita w lustrze, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Nadwaga u innych osób mi nie przeszkadza, naprawdę! Moja siostra waży 120 kilo i nie przeszkadza mi jej waga - może dlatego, że rzadko kiedy zwracam uwagę na takie bzdety u innych - zadbana kobieta, nawet gdy waży 120 kilo jest piękna (o niezadbanych się nie wypowiem, bez urazy, włosy zawsze powinno mieć się czas umyć...). Natomiast moje postrzeganie siebie jest całkowicie inne od tego, co widzę w lustrze. Żyję tymi pięknymi wakacjami, kiedy poznałam mojego męża i pamiętam, że wtedy ważyłam mniej jak 70 kilo - i było mi z tą wagą... lekko... przyjemnie... zgrabnie... w sensie, że ja się czułam zgrabnie :)

Więc podjęłam walkę z kilogramami po raz kolejny. Nie chcę do końca życia mieć nadwagi - bo nie jest ona duża! oczywiście, 10 kilo zgubić jest ciężej niż 60 kilo - serio, głupie zasady psychologii - i ja jestem na to najlepszym dowodem.

Odchudzam się.

Oczywiście, nauczyłam się już na kilku błędach.
Łykałam Slim Fast.
Głodziłam się.
Byłam trzy razy na diecie kapuścianej.
Stosowałam MŻ - "Mniej Żreć".

Wynikiem było zawsze albo jo-jo, albo jak w przypadku diety kapuścianej - uszkodzenie metabolizmu w taki sposób, że i dwa lata po zakończeniu tej diety nie mogłam ani schudnąć, ani przytyć - a trwała tylko tydzień!

Więc, kiedy już się nauczyłam na błędach, poszłam do dietetyczki, z prośbą o fachową poradę.
...i od razu sprostowanie - do dietetyczki po studiach wyższych, z tytułem naukowym - a nie panienki po kilku kursach. Do dietetyczki, która zawodowo leczy ludzi dietą. A nie do NaturHausa, gdzie buli się tysiące dla efektu jo-jo. Efekt jo-jo mogę sobie zaserwować sama w domu dziękuję. Do dietetyczki, która wzięła pod uwagę cały mój tryb życia i tak dostosowała dietę do mojej osoby, żebym jadła smacznie, przyjemnie, kolorowo i TANIO. No bo powiedzmy sobie wprost - jeżeli miałabym wydawać 500 zł co miesiąc tylko po to, żeby zgubić te 10 kilo.... 2 500 zł za zrzucenie paru kilogramów trochę mnie przerasta finansowo, a firmy typu NaturHaus własnie coś takiego gwarantują. Ile ja słyszałam od ludzi, ile kasy wybulili do tych instytucji, a kilogramy wróciły....


Mam 14 dni diety, tylko dla mnie, specjalnie dla mnie. Mam tam pierogi, mam kaszę, ryż, mam moje kochane biszkopty i serki z powalającą ilością zieleniny. Mam sałatki. Mam placki warzywne i placki jajeczne. Mam zupy. I mam poprzeliczane zapotrzebowanie energetyczne, białko, węglowodany i mikroelementy, więc mam pewność, że po kilku miesiącach stosowania diety nie dochrapię się niedoborów, wypadających włosów, rozdwojonych paznokci i popękanych kącików ust - co to to nie!



Jednocześnie też podjęłam walkę ze słodyczami.
O tym napiszę później, bo to całkowicie osobna historia :)

Ktoś chudnie ze mną? Zapraszam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz