Mój dziennik kilogramowy

LilySlim Weight charts LilySlim Weight charts

sobota, 9 listopada 2013

Dzień 4

Waga: 78.5
Samopoczucie: trochę zmęczona
Uwagi: ciąg słodyczowy mija....

Zawsze mnie fascynowało, jak to jest, że pierwszego dnia miesiączki mam zawsze ogromny brzuch, wyglądam na 6 miesiąc ciąży i ważę kosmiczne ilości, a kolejnego dnia już jest inaczej...

Na razie nie mam siły się tym zajmować...

Chyba jednak się od Młodego zaraziłam, bo ciągle mnie gardło boli. Młody chory, nic nie je, średnio się czuje, Mąż też chory, jeszcze ja się jakoś tam trzymam, och, cóż. Szprycuję się herbatką z korzenia imbiru, z cytryną, i jakoś do przodu.

Dzisiaj się tylko tej mojej diety nie trzymałam. Teściowa przyniosła batonik, odmówiłam - i udało mi się go nie zjeść. Mąż wczoraj pił Coca-Colę - wytrzymałam i na noc sobie odpuściłam, napiłam się 200 ml rano, po śniadaniu... a potem moja mama zrobiła Młodemu zastrzyk, zostawiłam chłopów w domu i w kurs zakupy porobić o jakiejś ludzkiej porze. Oczywiście ominęłam daw ważniejsze posiłki, zjadłam obiad kombinowany, bo do placków owsiano-warzywnych dorzuciłam kaszy... i wyszło coś, co mnie zatkało i kolacji już chyba nie zjem.

Niby uważam na to, co jem, ale czasami przy małym dziecku trudno mi się utrzymać w ryzach - a tu ciasteczko, tu pomidorek, jakaś bułeczka, tym bardziej, że Młody przez tydzień praktycznie nic nie jadł i schudł dużo, bo jakieś pół kilo, może nieco więcej. Pchałam w niego cokolwiek, byleby tylko zjadł. I zjadł, na szczęście, od wczoraj na lekach zaczął i pić, i jeść - za to ja z nerwów znów zaczęłam rano jeść słodycze - słaba, słaba moja wola... trzeba nad nią popracować.

Generalnie robiłam ostatnio rachunek sumienia - co kupowałam kiedyś, a co kupowałam dziś do domu do jedzenia - i tak prawdę powiedziawszy różnica jest diametralna. Kiedyś szłam do sklepu i kupowałam same jogurty z dodatkami, gotowe serki, gotowe twarożki, zupki chińskie i przegryzki, pasztety już gotowe... Teraz niemal wszystkie serki robię sama, zamiast masła jem pestki, tylko warzywa mi nie wchodzą tak, jakbym tego chciała - ale wiem, ze jak się pół życia jadło niesmacznie przygotowane i podane warzywa - to i wchodzić nie będą. Dziękuję jednak Opatrzności, że przekonałam się do kasz i innych im pochodnych.

W domu moich rodziców z kasz zawsze była na stole gryczana palona - tylko i wyłacznie - polana wodnistym mięsnym sosem, bez surówki, bez czegokolwiek. Nienawidziłam kaszy tak długo, dopóki nie zaszłam w ciążę i nie zachciało mi się krupniku - a myślałam, że krupnik jest na gryczanej. Okazało się, że moja mama zawsze robiła krupnik na jęczmiennej, potem spróbowałam jaglanej (nie smakuje mi), a potem już się potoczyło :) Teraz jęczmienną jem dość często, ostatnio odkryłam pęczak i jest fajnie.

Ciężko jest się przekonać do jedzenia czegoś, choćby nie wiem, jak zdrowe było - jeżeli jest się do tego uprzedzonym. Wystarczy jednak dobry przepis i trochę chęci, żeby jednak spróbować :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz